Goa – Panjim
Podróże w klasie slepper mamy obcykane. Najlepiej jechać na noc bo ma się gdzie przekimać i w ramach biletu można zaoszczędzić na noclegu. Tradycyjnie zakupiłem 2 bilety na miejsca pod sufitem. Ciekawe, że tubylcy nie przepadają z tym miejscem, pewnie dlatego że trzeba się do nich wspiąć. Najlepsze wg ich punktu widzenia są siedzenia na dole. To niby słuszne rozumowanie bo nigdzie nie trzeba się wspinać, wciskać. Wstaje się jak z łóżka. Jeżeli jednak zastanowić się nad organizacyjną stroną to leża pod sufitem zawsze są rozłożone, nikt na nich nie siedzi, nie trzeba czekać aż reszta zadecyduje że pora spać. Tak samo rano. Niektórzy wstają o 6 inni o 7 godzinie. A jak ktoś chce poleżeć dłużej na niższych leżach to musi się dostosować. Zajęliśmy gładko swoje miejsca ok godziny 2:30. Pociąg był opóźniony ale my mogliśmy już przygotować się do snu. Buty na wentylatory, śpiwory, dmuchanie poduch itp. Na dole zaś rozpoczęły się jakieś pertraktacje. Ten ma żonę i dziecko i chciałby na dole ale tamci mają inaczej bilety. Zanosiło się tam na kłótnię ale w końcu jakoś się dogadali. Nawet zdążyłem się zdrzemnąć ale gdzieś na następnej stacji znowu się znalazł jakiś gość z żoną na te miejsca co oni mieli u dołu. Teoretycznie sprawę powinien wyjaśnić konduktor ale jak w sam raz kondziora nie było, nawet nie sprawdzał biletów – co jak do tej pory chyba się nigdy nie zdarzyło. Jak obudziłem się następnym razem to na dole została już jedna para z dzieckiem – to ci co przyszli najpóźniej. Pociąg wyjechał z Bombaju opóźniony a po drodze tylko zwiększał swoje opóźnienie. Jako że był to pociąg chyba tylko wakacyjny – nie miał żadnych priorytetów i czekał na każdym zadupiu nie wiadomo na co.
Zdecydowaliśmy wczoraj, że nie jedziemy do Margao tylko wysiądziemy trochę wcześniej w Karmali. Z tej stacji jest sporo bliżej do Panjim – gdzie zdecydowaliśmy się przenocować. Stacja Karmali okazała się być pięknym miejscem nigdzie. Niewielki dworzec pośród gajów palmowych w pobliżu jeziora. Na dodatek ta pogoda. O ile w Bombaju było przyjemnie ciepło o tyle tu było całkiem ciepło. Mamy urlop w styczniu sporo cieplejszy niż urlop w lipcu w Dolomitach. Położenie to miało też swoje wady. Do Panjim było ze 15 km a do Old Goa – skąd jeździły autobusy do Panjim – tylko 3. Żaden kierowca rikszy czy taksówki nie był zainteresowany tym odcinkiem. Bo mu się NIE OPŁACA!. W dupach się poprzewracało. Pokręciliśmy się przed stacją i tylko patrzyliśmy jak ci co z nami przyjeżdżali odjeżdżali taryfami gdzieś dalej. Po chwili zostaliśmy sami. W końcu niektórzy zdążyli wrócić i zaczęli się interesować tymi którzy zostali – czyli nami. Niestety cena do Old Goa wynosiła 100 rupii. To ok 5.5zł i generalnie cena śmieszna ale normalnie taki odcinek nie powinien kosztować więcej niż 50 rupii. Tym bardziej głupie bo bilet na autobus z Old Goa do Panjim miał kosztować 10 rupii. Wyszło nam, że lepiej się opłaca pojechać taryfą od razu do Panjim. Cena standardowa 300rupii – na co dostaliśmy stosowny kwit. Teraz już się im opłacało. Plany co do Panjim mieliśmy mocno orientacyjne. Chcieliśmy utrzymać przyzwoitą cenę noclegów ale wiadomo, że to to może nie być takie proste ze względu na panujący tutaj teraz sezon wakacyjny. W przewodniku tylko dwa hoteliki miały cenę poniżej 1000rupii. Od nich postanowiliśmy spróbować. W zanadrzu mieliśmy jeszcze kilka adresów z internetu ale droższe – powyżej 2000 rupii.
Rikszarz wysadził nas w centrum Panjim przy kościele Niepokalanego Poczęcia. To biały kościół w stylu hiszpańsko portugalskim, kojarzący się raczej z Ameryką południową. To jedna z większych atrakcji turystycznych. Najbliżej z budżetowych hoteli był wg przewodnika Lonely Planet – Casa Paradiso. Z zewnątrz ruina wewnątrz trochę lepiej – ale cena 2500 rupii wyłączała go z kręgu potencjalnego zainteresowania. Następny nieopodal – Republica Hotel. Jeden z najtańszych w stawce. Umieszczony w starej portugalskiej willi, czasy świetności ma dawno za sobą. Cena za pokój z widokiem i łazienką – 840rupii. Pokój więcej niż skromny ale za cenę i lokalizację -duży plus. W końcu nie przyjechaliśmy tutaj by pławić się w luksusach. Rejestracja w hotelu w Indiach to zawsze był proces nieco skomplikowany, ale widać rząd postanowił iść na rękę hotelarzom i nieco go usprawnił. Właściciel może teraz zarejestrować nocującego online. W tym celu stworzono aplikację internetową która jest tak samo głupia jak wcześniej papierowe formularze, zawiera te same pola oraz dodatkowo trzeba zamieścić zdjęcie. Wykonane je nam całkiem nieostro z kamery internetowej i z pewnością przedłużyło proces rejestracji w stosunku do tradycyjnego – papierowego.
Po ogarnięciu się – wyruszyliśmy na spacer po mieście. Szybkie spostrzeżenia – Brak typowego bulwaru nadmorskiego. Wszystko zajmuje port oraz przycumowane statki – kasyna. Tak jakby wszyscy turyści zapragnęli by nagle pozbyć się ciężko zarobionej kasy. Alkohol – tanio, dużo i wszędzie. Trzeba tu się nie rozsiadać bo w dłuższej perspektywie może być nudno. Na kolację Masala Dosa z Serem w cenie ok 150rupii z napojem – ok 8zł. Wracamy do pokoju. To rodzaj obudowanego tarasu. z 3 stron mamy okna z widokiem. Dzięki temu mamy sporo światła. ale i sporo szczelin w oknach którymi mogą dostawać się komary. Całe szczęście, że kupiliśmy elektryczny zniechęcacz do komarów.